Od ponad tygodnia wypoczywamy (of kors aktywnie) nad morzem, na szczęście to jeszcze nie koniec wyjazdu, ale udało nam się wypracować pewną rutynę. Chcąc nie chcąc każdy dzień wygląda inaczej, ale kilka czynności wykonujemy niezależnie od pogody, czasu i innych takich. Jeśli jesteście ciekawi, to zapraszam do dalszego czytania.
Dzień rozpoczynamy dość wcześnie jak na wakacje, ale jednak perspektywa pustej plaży przekonuje do tego nastawienia budzika na 6 bądź 7. Wtedy zazwyczaj biorę kamerkę, zabawki i ruszamy z Abiszonem na dłuższy spacer, który przeplatam z jakimś treningiem, nagrywkami, aportem czy zwykłym pływaniem. Biała zaskoczyła mnie pozytywnie swoim zachowaniem na plaży - nie goni mew! Przez chwilę przeszła mi myśl, że kończy ze swoim instynktem, ale no tak, potem przypomniał mi się tekst, że im dalej od domu tym pies grzeczniejszy :P
Do domu wracamy koło 8, aby uzupełnić pokłady energii. Wtedy też szykuję Abi dwa lub trzy kongi, dzięki którym ma ona podane śniadanie w kreatywny sposób i przy okazji zaspokaja swoje potrzeby żucia i gryzienia, dzięki czemu moje wszystkie buty nadal żyją! :P
Potem mniej więcej do południa terier wyleguje się na łóżku i zbiera siły na kolejne harce, a następnie jeśli termometr nie wskazuje +15000 stopni to zabieram ją na plażę, ale jak to na parsona przystało nie w celu leżenia tylko wygłupów, bo przecież woda i piasek dookoła to jak można tak po prostu odpoczywać bez wyrzutów sumienia?! Dopiero po jakimś czasie, udaje zmęczoną i się kładzie, a dlaczego udaje? Bo jak się na nią nie patrzy to zaczyna się sprytnie czołgać do wody :P Ten typ chyba już tak ma, nie wspominając o jej umiejętności leżenia i jednoczesnego kopania dziury w piasku - widzicie, ćwiczonka na świadomość czterech łap się przydają :P Po około godzinie do półtorej wracamy do domu i znowu przychodzi czas na psie nicnierobienie, czasem dostanie też jakiegoś gryzaka typu tchawica czy żwacze wołowe.
Z racji, że ja jeżdżę wieczorami konno, to popołudniu wychodzimy na spacer na miasto, gdzie Abi się socjalizuje, uczy spokojnego mijania innych psów czy samokontroli i innych takich umiejętności ułatwiających życie codzienne. O dziwo sucz w większości przypadków staje na wysokości zadania i pokazuje, że potrafi się zachować chociażby w restauracji. Przed moim wyjściem na konie, Abi dostaje kolację, choć czasem zdarza się, że całą porcję wydam jej w formie smaczków na mieście.
Wieczorem, gdy wrócę ze stajni biorę lustrzankę, psa i udajemy się na dość krótki spacer, ale za to w jakim krajobrazie, mowa tu oczywiście o zachodzie słońca, czyli naszej ulubionej porze nad morzem. Uwielbiam tak iść brzegiem Bałtyku i jedyne co słyszeć to dźwięk fal uderzających o brzeg, a przed oczami mieć białego terierka i czerwone niebo <3
I tym akcentem kończę opisywać nasz typowy dzień na wyjeździe - tak jak pisałam różnie to wychodzi w praktyce, ale jakiś tam zarys udało mi się stworzyć :D Miłych wakacji - pozdrawiamy!
Końcówka wpisu genialna :D : ,,Uwielbiam tak iść..." 💜
OdpowiedzUsuńŚwietnie spędzony czas nad morzem. Ja do najbliższej plaży mam 20 kilometrów, a i tak nie potrafię się tam wybrać na spacer i foteczki. Może za mało jest we mnie motywacji, ogólnie lubię morze, ale zdecydowanie wolę je w okresie jesienno-zimowym, kiedy na plaży nie ma tłumu ludzi, nie trzeba mijać labiryntu parawanów i omijać leżących pod nogami plażowiczów. Oby więcej takich wyjazdów :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Karolina
~ www.psowate.pl
PS. Polecam dodawać większe zdjęcia do postów :)